Stanisław Wyspiański - jeden z największych polskich artystów, którego geniusz ciągle odkrywamy na nowo - urodził się w Krakowie w 1869 roku, jako syn rzeźbiarza. Swoje dziecięce lata spędził u stóp Wawelu, gdzie jego ojciec miał swoją pracownię. Figury rzeźbione w drewnie czy glinie niewątpliwie oddziaływały na wyobraźnię małego chłopca - późniejszego artysty.
Zobacz całą galerię
Wyspiański szybko stracił matkę - umarła w 1876 r. Siedmioletni Stanisław przebywał początkowo pod opieką Albiny Wyspiańskiej - siostry ojca. Uczęszczał do szkoły powszechnej i wtedy to wykonał swoją pierwszą kompozycję plastyczną - tekturowy zamek (Wawel) pokryty strzechą. Swój projekt tłumaczył w prosty sposób: "To jest szopka, Chrystus jest królem, więc zrobiłem dla Niego zamek, a ponieważ był ubogi, to zamek ten pokryłem słomą".
Potem wychowaniem Stanisława zajęła się siostra matki, pod której dach trafił, mając 11 lat. W domu Stankiewiczów spędził lata swojej młodości, uczęszczając do Gimnazjum Nowodworskiego. Rozczytywał się w literaturze historycznej i narodowej, której mnóstwo znajdowało się w biblioteczce wujostwa. Atmosfera patriotyczna oddziaływała na wyobraźnię przyszłego malarza i poety, tym bardziej, że spotkał się tam z człowiekiem, który pozostawił w nim niezatarty ślad.
Jan Matejko - bo o nim tu mowa - był w domu Stankiewiczów bardzo częstym gościem. Młody Wyspiański fascynował się osobowością wielkiego artysty, ale jeszcze bardziej intrygowały go obrazy mistrza. Postacie z nich wyjęte będą towarzyszyć Wyspiańskiemu w całym jego dorosłym, artystycznym życiu. Powoła je do istnienia między innymi w "Weselu" - swoim genialnie skonstruowanym dramacie. Będąc studentem krakowskiej Szkoły Sztuk Pięknych, Wyspiański pozostawał w ciągłym kontakcie z Matejką. To właśnie u mistrza uczył się malarstwa ściennego przy realizacji polichromii w kościele Mariackim. Towarzyszył mu wówczas inny znany młodopolski artysta - Józef Mehoffer, z którym wyjechał potem na studia do Paryża.
Próbował, jednak bezskutecznie, dostać się do E'cole des Beaux-Arts. Zapisał się więc do prywatnej Akademii Colarossiego i tam starał się malować. Oglądał często zbiory historyczne, studiował malarstwo zgromadzone w Luwrze, dyskutował z innymi artystami. To właśnie w Paryżu Wyspiański określił swoją malarską tożsamość.
Gdy jesienią 1892 roku wrócił do kraju, jego artystyczna postawa nie była zrozumiana przez ówczesną krytykę. W Krakowie, który tak ukochał, spotkało go wiele niepowodzeń. Odbiorcy nie byli jeszcze przygotowani na ten rodzaj twórczości - nie rozumieli ekspresji, wyraźnego koloru i bogatej, secesyjnej linii. Z tego samego powodu projekty witraży do Katedry Lwowskiej nie zostały przyjęte do realizacji. Był to dla artysty ogromny cios.
Jednak zła passa nie trwała długo. W 1895 roku Wyspiański zrealizował swoje projekty polichromii i witraży do kościoła Franciszkanów w Krakowie i odniósł niewątpliwy sukces. Nadeszły wreszcie dobre czasy - zaczął dużo malować, realizował projekty wnętrz, w końcu został powołany na stanowisko profesora w krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych, aby prowadzić pracownię malarstwa dekoracyjnego. Niestety postępująca choroba uniemożliwiła mu dalsze działanie. Kiedy nie mógł już malować, dyktował jeszcze ciotce swoje ostatnie wiersze. Zmarł w Krakowie, 28 listopada 1907 roku, pozostawiając żonę z czwórką dzieci. Na pogrzebie, któremu towarzyszyło bicie Dzwonu Zygmunta, za trumną mistrza szedł niemal cały Kraków.
Stanisław Wyspiański żył bardzo krótko; mimo to pozostawił po sobie wiele prac. Bardzo ważne miejsce w jego twórczości zajmowało malarstwo pastelowe. Posługując się tą techniką, malował portrety swoich dzieci, żony i znajomych oraz pejzaże i kwiaty. Przepiękny ornament roślinny, użyty w polichromii kościoła Franciszkanów w Krakowie, stanowi stałe źródło inspiracji dla innych artystów. Można je przetransponować również na kafle do budowanego pieca lub kominka.
Charakterystyczna wić roślinna będzie ozdabiać fragment fryzu, oplatać narożniki, gzymsy. Pejzaże i portrety, namalowane w formie pastiszu na płaszczyznach kafla, wypełnią swoją piękną formą nasze domy. Na tak ozdobiony kominek lub piec spłynie odrobina geniuszu. Przez nasze wnętrza przemkną postacie z "Wesela", "Nocy listopadowej", "Warszawianki". Będziemy widzieć chochoły, krzewy róż, migotliwe światło bronowickiej chałupy. Twórczości wszechstronnego Wyspiańskiego nie da się bowiem rozdzielić: poezja przenika malarstwo, dramat budowany jest obrazami. A wszystko to osadzone w Polsce, w Krakowie, który tak ukochał. Bo jak sam powiedział: "O kocham Kraków - bo nie od kamieni/ przykrości-m doznał - lecz od żywych ludzi,/ nie zachwieje się we mnie duch ani się zmieni,/ ani się zapał we mnie nie ostudzi,/ to bowiem z Wiary jest, co mi rumieni/ różanym świtem myśl i co mię budzi./ Im częściej na mnie kamieniem rzucicie,/ sami złożycie stos - stanę na szczycie".
Potem wychowaniem Stanisława zajęła się siostra matki, pod której dach trafił, mając 11 lat. W domu Stankiewiczów spędził lata swojej młodości, uczęszczając do Gimnazjum Nowodworskiego. Rozczytywał się w literaturze historycznej i narodowej, której mnóstwo znajdowało się w biblioteczce wujostwa. Atmosfera patriotyczna oddziaływała na wyobraźnię przyszłego malarza i poety, tym bardziej, że spotkał się tam z człowiekiem, który pozostawił w nim niezatarty ślad.
Jan Matejko - bo o nim tu mowa - był w domu Stankiewiczów bardzo częstym gościem. Młody Wyspiański fascynował się osobowością wielkiego artysty, ale jeszcze bardziej intrygowały go obrazy mistrza. Postacie z nich wyjęte będą towarzyszyć Wyspiańskiemu w całym jego dorosłym, artystycznym życiu. Powoła je do istnienia między innymi w "Weselu" - swoim genialnie skonstruowanym dramacie. Będąc studentem krakowskiej Szkoły Sztuk Pięknych, Wyspiański pozostawał w ciągłym kontakcie z Matejką. To właśnie u mistrza uczył się malarstwa ściennego przy realizacji polichromii w kościele Mariackim. Towarzyszył mu wówczas inny znany młodopolski artysta - Józef Mehoffer, z którym wyjechał potem na studia do Paryża.
Próbował, jednak bezskutecznie, dostać się do E'cole des Beaux-Arts. Zapisał się więc do prywatnej Akademii Colarossiego i tam starał się malować. Oglądał często zbiory historyczne, studiował malarstwo zgromadzone w Luwrze, dyskutował z innymi artystami. To właśnie w Paryżu Wyspiański określił swoją malarską tożsamość.
Gdy jesienią 1892 roku wrócił do kraju, jego artystyczna postawa nie była zrozumiana przez ówczesną krytykę. W Krakowie, który tak ukochał, spotkało go wiele niepowodzeń. Odbiorcy nie byli jeszcze przygotowani na ten rodzaj twórczości - nie rozumieli ekspresji, wyraźnego koloru i bogatej, secesyjnej linii. Z tego samego powodu projekty witraży do Katedry Lwowskiej nie zostały przyjęte do realizacji. Był to dla artysty ogromny cios.
Jednak zła passa nie trwała długo. W 1895 roku Wyspiański zrealizował swoje projekty polichromii i witraży do kościoła Franciszkanów w Krakowie i odniósł niewątpliwy sukces. Nadeszły wreszcie dobre czasy - zaczął dużo malować, realizował projekty wnętrz, w końcu został powołany na stanowisko profesora w krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych, aby prowadzić pracownię malarstwa dekoracyjnego. Niestety postępująca choroba uniemożliwiła mu dalsze działanie. Kiedy nie mógł już malować, dyktował jeszcze ciotce swoje ostatnie wiersze. Zmarł w Krakowie, 28 listopada 1907 roku, pozostawiając żonę z czwórką dzieci. Na pogrzebie, któremu towarzyszyło bicie Dzwonu Zygmunta, za trumną mistrza szedł niemal cały Kraków.
Stanisław Wyspiański żył bardzo krótko; mimo to pozostawił po sobie wiele prac. Bardzo ważne miejsce w jego twórczości zajmowało malarstwo pastelowe. Posługując się tą techniką, malował portrety swoich dzieci, żony i znajomych oraz pejzaże i kwiaty. Przepiękny ornament roślinny, użyty w polichromii kościoła Franciszkanów w Krakowie, stanowi stałe źródło inspiracji dla innych artystów. Można je przetransponować również na kafle do budowanego pieca lub kominka.
Charakterystyczna wić roślinna będzie ozdabiać fragment fryzu, oplatać narożniki, gzymsy. Pejzaże i portrety, namalowane w formie pastiszu na płaszczyznach kafla, wypełnią swoją piękną formą nasze domy. Na tak ozdobiony kominek lub piec spłynie odrobina geniuszu. Przez nasze wnętrza przemkną postacie z "Wesela", "Nocy listopadowej", "Warszawianki". Będziemy widzieć chochoły, krzewy róż, migotliwe światło bronowickiej chałupy. Twórczości wszechstronnego Wyspiańskiego nie da się bowiem rozdzielić: poezja przenika malarstwo, dramat budowany jest obrazami. A wszystko to osadzone w Polsce, w Krakowie, który tak ukochał. Bo jak sam powiedział: "O kocham Kraków - bo nie od kamieni/ przykrości-m doznał - lecz od żywych ludzi,/ nie zachwieje się we mnie duch ani się zmieni,/ ani się zapał we mnie nie ostudzi,/ to bowiem z Wiary jest, co mi rumieni/ różanym świtem myśl i co mię budzi./ Im częściej na mnie kamieniem rzucicie,/ sami złożycie stos - stanę na szczycie".