Poznaj branże

Kocha chodzić po dachach - Monika Cichoń-Suda

autor: Sylwia Porzycka

"Ten zawód albo spodoba się i człowiek zakocha się w nim, wykonując go z pasją, albo będzie traktował go wyłącznie jako rzemiosło, nie robiąc tego dobrze".
13.jpgpin
Zobacz całą galerię
Sylwia Porzycka: Proszę powiedzieć, czy w Pani rodzinie ktoś zajmował się kominiarstwem?
Monika Cichoń-Suda:
W moim domu nie ma tradycji kominiarskiej. Dziadek i tata byli jubilerami, ale mnie niestety takie zajęcie nie pociągało.
SP: Co zatem skłoniło delikatną kobietę do tak brudnej, wymagającej tężyzny fizycznej, pracy? Czy próbowała Pani wykonywać inne zawody?
MC-S
: Kominiarstwo wyszło zupełnie przez przypadek. Zdecydowałam się na nie dość późno, bo wcześniej studiowałam informatykę i ekonomię. Już w trakcie studiów rozpoczęłam pracę jako marketing manager, ale nie sprawiało mi to przyjemności. Gdy urodziłam syna, zrezygnowałam z pracy zawodowej na kilka lat. Pewnego dnia po rozmowie z kolegą kominiarzem postanowiłam spróbować swoich sił w zawodzie kominiarza i... dałam radę.
SP: "Chodzenie po dachach" spodobało się Pani od razu?
MC-S:
Tak. Ten zawód albo spodoba się i człowiek zakocha się w nim, wykonując go z pasją, albo będzie traktował go wyłącznie jako rzemiosło, nie robiąc tego dobrze. Kominiarzy często zabija rutyna, a przecież każdy budynek, zupełnie jak człowiek, jest inny. Nie ma dwóch takich samych wyjść na budynek, nie ma dwóch takich samych kominów.
SP: Jak z własnej perspektywy ocenia Pani predyspozycje kobiet do kominiarstwa?
MC-S
: Jest to ciężki zawód dla kobiety nie będącej kulturystką. Mnie, przy niektórych naprawach, wspomaga swoją męską siłą współpracownik.
SP: Czy podczas zdawania egzaminów zawodowych miała Pani taryfę ulgową, będąc kobietą?
MC-S
: Przechodziłam to samo, co inni egzaminowani. Musiałam znać na pamięć wszystkie przepisy i normy z ich numerami. Nawet na studiach nie uczyłam się tyle, ile do egzaminu zawodowego.
SP: Sprawami technicznymi w domu zajmują się z reguły mężczyźni. Jak reagują na kobietę kominiarza?
MC-S
: Klienci nieraz dzwonią i mówią: - Poproszę z kominiarzem. Zazwyczaj wtedy pytam: - A kobieta kominiarz może być? - Tak, oczywiście! - zgodnie odpowiadają. Absolutnie nie boją się kobiety kominiarza.
SP: Dużo słyszymy o ludziach podszywających się za kominiarzy. Jak ustrzec się przed nimi?
MC-S:
Mistrz kominiarski powinien mieć legitymację. Ale przede wszystkim prawdziwego kominiarza poznamy po czynnościach, jakie wykonuje. Tylko mistrz ma uprawnienia do wydawania zaświadczeń czy opiniowania przewodów. Ponadto szanujący się kominiarz nie sprzedaje kalendarzy, lecz rozdaje je swoim klientom. Trzeba wymagać od kominiarza wyjścia na dach, wyczyszczenia przewodu za pomocą szczotek, wyciągnięcia sadz z przewodu, przepalenia tego przewodu i sprawdzenia prawidłowości jego funkcjonowania.
SP: Jakie zaniedbania obserwuje Pani podczas przeglądów kominiarskich?
MC-S:
Brak przewodów wentylacyjnych, pozatykane kratki stanowią powtarzające się problemy. Warto pamiętać również o tym, że przewody dymowe zgodnie z ustawą należy czyścić cztery razy w roku. Niestety klienci zazwyczaj przekładają to na później, często do momentu, dopóki w kominie nie zapali się sadza i komuś coś się stanie.
SP: Tak dużo mówi się w mediach o ofiarach pożarów i zaczadzeń. Mimo tego ludzie nie zdają sobie sprawy z niebezpieczeństwa?
MC-S:
Takiej świadomości nie ma. Argumenty, że coś zagraża zdrowiu czy życiu, nie przemawiają do ludzi. Klientowi zależy na świstku papieru i dla niego wziął wolne w pracy. Nie interesuje go bezpieczeństwo własnej rodziny. Ale pamiętajmy, że niedrożne przewody dymowe są jak bomba z opóźnionym zapłonem. Pytanie brzmi, kiedy ona wybuchnie. Dlatego ja nigdy nie wydaję zaświadczenia bez wykonania usługi.
SP: Na co powinni zwrócić uwagę inwestorzy przy budowie kominka? Jak w rzeczywistości wyglądają podłączenia do kominków?
MC-S:
Kominiarz musi mieć łatwy dostęp do przewodu kominowego i wyczystki. Szczelne, ocieplane styropianem domy warto wyposażyć w okienne nawiewniki ciśnieniowe. W praktyce panuje wolnoamerykanka. Ludzie zapominają o zrobieniu rewizji, gdy obudowują czapę kominową. Dobry zdun czy kominkarz tłumaczą, że potrzebne są kratki, natomiast klient ich nie chce, a już zrobienie rewizji staje się dla niego abstrakcją. Ludzie zapominają o wyczystce, nie pamiętają o nawiewie do kominka, a przecież do spalania potrzeba tlenu.
SP: Kogo należy winić za te zaniedbania?
MC-S:
Inwestorzy, nie mając zielonego pojęcia o instalacjach, ufają ludziom, którzy im je wykonują. Dowiadują się, że coś jest źle wybudowane, gdy przychodzę na odbiór kominiarski. Popełniane błędy wynikają więc głównie z niedbałości wykonawców.
SP: Czy klienci szukają porad na forach internetowych?
MC-S
: Tak, a niestety często zawierają one błędne informacje... Każdy dom i każdą instalację trzeba rozpatrywać indywidualnie.
SP: Miałaby Pani jakąś poradę dla samych kominkarzy?
MC-S:
Jeżeli macie jakieś wątpliwości, to zadzwońcie do kominiarza.
SP: Czy odczuwa Pani potrzebę wprowadzenia żeńskich nazw dla niektórych zawodów, co proponuje minister ds. równego traktowania Agnieszka Kozłowska-Rajewicz?
MC-S:
Słowa "kominiarz" lub "mistrz kominiarski" uważam za odpowiednie nazwy. Jestem mistrzem kominiarstwa, a przy okazji kobietą i można jedynie zastanawiać się, czy wykonuję swoją pracę dobrze. Kwestia płci schodzi tutaj na dalszy plan.
SP: Ludzie często odrywają guziki od Pani munduru? Skąd właściwie wziął się ten zwyczaj z mającym przynieść szczęście guzikiem?
MC-S:
Dawno temu, gdy kominiarz chodził po mieście, jedyną czystą rzeczą na nim był jego guzik. Łapały za niego gospodynie domowe, prowadząc kominiarza do swojego domu, żeby wyczyścił przewody dymowe. Domy, w których był, omijały pożary, a więc guzik kominiarza przynosił szczęście. Przeważnie z 13 guzików zostawał mi tylko jeden, ten przy szyi. Teraz w kieszeni munduru noszę specjalny worek guzików do rozdania.
SP: Polecałaby Pani młodym ludziom wybór tego zawodu?
MC-S:
Doradzałabym im rezygnację z liceum i pójście do szkoły zawodowej czy technikum, gdzie można nabyć cenne kwalifikacje zawodowe. Dziś po ukończeniu liceum, zakończeniu studiów jest duży problem ze znalezieniem pracy.
SP: Kominiarstwo pochłania Panią maksymalnie, czy jest w Pani życiu miejsce na inne zajęcia lub pasje?
MC-S:
Prowadzę jeszcze firmę budującą domy drewniane z bali. Sama posiadam taki dom i kiedy przychodzę do niego po całym dniu pracy, odnoszę wrażenie, że jestem wreszcie na urlopie. Mam dość zimnych murów, a drewniany dom stwarza niepowtarzalny klimat ciepła rodzinnego. Uciekłam z Krakowa, żeby mieszkać właśnie w takim domu. Ponadto każdy wolny moment spędzam jeżdżąc konno.
SP: Piękna pasja, a od jak dawna jeździ Pani konno?
MC-S:
Zaczęłam w wieku 12 lat. Potem miałam dłuższą przerwę. Niedawno zupełnie przez przypadek kupiłam klacz, Wiktorię. Mój znajomy wycofał się z jej zakupu w ostatniej chwili, bo koń okazał się zbyt charakterny. A mnie zrobiło się żal zwierzęcia, któremu groził ubój. Koń został przeszkolony, a jazda konna stała się moją odskocznią od codzienności.
SP: Gdyby można było cofnąć czas, to dokonałaby Pani wyboru tego samego zawodu?
MC-S:
Nie wyobrażam sobie siebie w żadnej innej pracy... chyba, że w medycynie. Straciłam dużo cennego czasu na rzeczy, które mnie kompletnie nie interesowały. Mam większą satysfakcję z bycia kominiarzem, niż gdybym pracowała zgodnie z kierunkiem wykształcenia.
SP: Bardzo dziękuję za rozmowę.
fot. Monika Cichoń-Sudapin

fot. Monika Cichoń-Sudapin

Komentarze (0)

Zaloguj się aby skomentować artykuł
Zaloguj się
facebook Twitter Google+

Nasi partnerzy

Kominki polski
Pasywny Budynek
IntelEko.pl
Ogrzewnictwo.pl
Kominek