Paweł Kralka: Proszę powiedzieć, jak powstała firma Darco?
Józef Darłak: Pierwszą działalność założyłem z ojcem w 1979 roku. Był to warsztat rzemieślniczy. Robiliśmy pokrycia dachowe i systemy rynnowe. Po skończeniu studiów zacząłem pracować jako nauczyciel fizyki, matematyki i zajęć technicznych. W 1984 roku zrezygnowałem z pracy w szkole, ponieważ ojciec przekazał mi swój zakład, który prowadziłem przez 4 lata na niewielką skalę.
W 1988 roku udało mi się wyjechać do Stanów Zjednoczonych, gdzie pracowałem i studiowałem. Wróciłem po trzech latach jako operator maszyn numerycznych z dużym doświadczeniem i rozpocząłem działalność pod nazwą Darco. Początkowo produkowałem blachy dachowe i systemy rynnowe, później poszedłem w kierunku kominów, wkładów kominowych oraz nasad kominowych. W 2000 roku pojawił się system dystrybucji gorącego powietrza. W 2003 roku założyliśmy z synem spółkę. Od tego czasu firma zaczęła się bardzo szybko i dynamicznie rozwijać. Podzieliliśmy ją na cztery działy produkcji - kominy, nasady kominowe, wentylacje i system dystrybucji gorącego powietrza - i taki podział funkcjonuje do dzisiaj.
PK: Darco jest rodzinną działalnością, jak udało się Panu zaszczepić w dzieciach pasję do pracy w firmie?
JD: Firma Darco powstała na bazie zakładu mojego ojca, więc oczekuję, że kiedyś moje dzieci przejmą rodzinny biznes. To, że udało mi się zaangażować do pracy w firmie dwoje moich dzieci, uważam za mój największy sukces. Syn Łukasz zajmuje się sprzedażą, finansami, marketingiem, pozyskiwaniem funduszy unijnych. Stał się moim zastępcą. Natomiast córka Ania jest kierownikiem sklepu w Krakowie. W firmie zaczęli pracować w wieku 18 lat. Łukasz spędzał w przedsiębiorstwie wakacje. Bardzo sprawnie zajmował się księgowością, ponieważ kształcił się w tym kierunku. Myślę, że polubił wówczas tę pracę. Poznał firmę od podszewki, razem z nią się też rozwijał. Przejmował kolejne działy ze względu na to, że, jako reprezentant młodego pokolenia, zdecydowanie szybciej i sprawniej wdrażał nowe technologie, między innymi systemy ERP, B2B. Ania zarządza całym sklepem w Krakowie. Jest to bardzo zdrowy układ. Nie ma konfliktów pomiędzy synem a ojcem, nasze kompetencje się nie zazębiają. Nigdy nie powinno się dublować zakresu obowiązków ojca i syna czy ojca i córki. Do firmy zagląda też mój wnuk, który ma dopiero 4 lata, a już interesuje się rodzinną działalnością, szczególnie wózkami widłowymi...
PK: Jaką w tym momencie spełnia Pan rolę w firmie?
JD: Zajmuję się produkcją, wdrożeniem nowych produktów, inwestycjami w maszyny i w budynki. Obecnie jesteśmy na etapie przygotowania projektu nowej hali produkcyjnej o powierzchni 8 tys. m2. Będzie to nasza największa hala produkcyjna, do której przeniesiemy przede wszystkim produkcję z Pustkowa, ponieważ jest oddalona o 10 km od głównego zakładu, co stwarza problemy logistyczne. Chcemy skupić wszystko w jednym miejscu.
PK: Kiedy Pan znajduje czas dla siebie?
JD: Moi pracownicy żartują, że ja pracuję od 8.00 do 16.00, a później to już jest moje hobby. Prawie codziennie jestem w pracy do godz. 22.00. Mieszkam 500 m od firmy, nie mam już małych dzieci, zajęć domowych, więc mogę poświęcić więcej czasu swojej działalności.
W wolnej chwili żegluję. Ten sport odkryłem dopiero 5 lat temu i jestem przykładem na to, że nie tylko w młodości poznajemy swoje pasje. Mam łódkę nad Soliną, nazywa się Sofiana, od imion moich kobiet - żony i córki. Jako pierwszy w firmie zrobiłem kurs żeglarski i zdałem egzamin na żeglarza jachtowego. Później żeglarstwem zaraziłem moich pracowników. W tym momencie już 14 osób zrobiło uprawnienia do sterowania jachtem i co tydzień ktoś inny bierze swoją rodzinę, swoich znajomych i żegluje. Kalendarz jest zapełniony przez cały sezon. Jest to dla mnie bardzo inspirujące i przynosi dużo satysfakcji. Cieszę się, że moi pracownicy połknęli bakcyla żeglowania i sprawia im to wiele radości. Pływam również bardzo dużo po Mazurach, od kilku lat w Chorwacji, na Karaibach i w Tajlandii. Natomiast w zimie, odkąd pamiętam, jeżdżę na nartach. Wybieram głównie Włochy, ponieważ tam są najlepsze warunki do uprawiania tego sportu. Jak więc widać, udaje mi się znaleźć czas dla siebie.
PK: W czasach kryzysu firma Darco rozwija się, buduje, inwestuje, jak to można osiągnąć?
JD: Tworząc każdy nowy projekt, staramy się korzystać ze środków unijnych. Syn Łukasz nadzoruje cały ten proces i jak widać świetnie sobie radzi. Dodatkowo, praktycznie cały dochód przeznaczamy na inwestycje i rozwój firmy. Dostaliśmy środki z Unii na nowoczesne maszyny i innowacyjne technologie. Uważam, że tak właśnie ma wyglądać pomoc Unii, powinna rozwijać gospodarkę i przemysł państw członkowskich.
Posiadamy wiele linii produkcyjnych, w jednej z nich (centrum gnącym) współpracują ze sobą dwa roboty. W tym momencie to najnowocześniejsze na świecie rozwiązania. Nie mamy kompleksów małej firmy z Polski i możemy śmiało konkurować na rynku z zagranicznymi firmami. Wpływa to na wzrost produkcji, poprawę jakości, pozwala planować długoterminową produkcję. Posiadamy ponad 60 patentów i wzorów użytkowych, w większości są to moje pomysły i rozwiązania. W ten sposób staramy się chronić nasze nowe koncepcje. Receptą na kryzys jest przede wszystkim zdrowy rozsądek i konsekwentne działanie.
PK: Czy udziela się Pan w stowarzyszeniach branżowych lub innych instytucjach?
JD: Jesteśmy członkami kilku stowarzyszeń branżowych, między innymi Stowarzyszenia "Kominy Polskie", które od 14 lat propaguje nowoczesny i bezpieczny system odprowadzania spalin. Należymy również do Stowarzyszenia Polska Wentylacja, zajmującego się szerzeniem wiedzy o wentylacji. Udzielamy się w Stowarzyszeniu Dębickiego Klubu Biznesu, w którym pełnię funkcję jednego z wiceprezesów. W ten sposób propagujemy etykę w biznesie, prowadzimy wiele szkoleń, jesteśmy integratorem środowiska lokalnego. W zeszłym roku pozyskaliśmy dotację na program "Akcelerator", w którego ramach udało nam się przeszkolić 800 osób.
PK: Czy w najbliższym czasie Darco wprowadzi na rynek nowości?
JD: Niedługo rozszerzamy ofertę o kolana gięte. Pozwoli to osiągnąć zupełnie inny, atrakcyjniejszy efekt wizualny podłączenia pieca. Poza tym wprowadzamy stabilizator wentylacji - urządzenie montowane za kratką wentylacyjną. Dzięki niemu nie musimy się obawiać zbyt dużego wypływu powietrza z pomieszczenia i zachowujemy stan zgodny z normą. Równocześnie cały czas unowocześniamy to, co mamy już w ofercie. Zajmuje się tym dział konstrukcyjny, w którym pracuje czterech konstruktorów. Posiadamy także laboratorium, gdzie pracuje dwóch inżynierów elektroników.
PK: Dziękuję za rozmowę i życzę dalszych sukcesów.