"Aby istnieć w designie trzeba cały czas inwestować w nowe rzeczy, wypróbowywać nowe kolory. Ten, co dzisiaj kupuje sprzęt, już jutro musi nabyć nowy. Tylko wtedy można utrzymać się na powierzchni. Szybko zmieniająca się rzeczywistość wymaga ogromnej czujności ze strony projektanta".
Zobacz całą galerię
Paweł Kralka: Jakie okoliczności towarzyszyły Panu przy wyborze zawodu projektanta?
Gérard Pitance: Będąc w liceum, pragnąłem zostać biologiem. Fascynowała mnie przyroda, szczególnie mocno interesowałem się akwarystyką. Jednak mój wychowawca zauważył, że mam niezwykły talent do rysowania. Namówił mnie do studiowania kierunku związanego z projektowaniem i poszedłem za jego radą.
PK: Dlaczego zainteresował Pana akurat design przemysłowy?
GP: W trakcie studiów poznałem profesora wykładającego wzornictwo przemysłowe. Stał się dla mnie kimś w rodzaju mentora. Tłumaczył, że projektowanie przemysłowe jest specyficznym rodzajem działalności, ponieważ ma służyć ludziom. Należy przy tym uważać, żeby nie robić rzeczy masowych, ale mimo wszystko starać się tworzyć coś wyjątkowego.
PK: Po studiach od razu zajął się Pan projektowaniem? Co sprawiło, że wybór padł na piece?
GP: Po ukończeniu szkoły wyższej założyłem firmę zajmującą się designem przemysłowym. Moim wspólnikiem na początku była żona, która zresztą studiowała ten sam kierunek co ja. Nie chciałem pracować dla kogoś, marzyłem o własnej działalności. Rodzina nie mogła mi pomóc pod względem finansowym, więc zaczynałem praktycznie od zera. Początkowo zagłębiałem się w przemysł ciężki, ale w tym czasie coraz mniej się liczył i miałem duży problem, żeby utrzymać się z tej pracy. Przejąłem pałeczkę po dziadku i ukończyłem 3-letni kurs kowalstwa. Właśnie zajmując się tym fachem, wpadłem na pomysł, żeby zrobić piec. Tak powstał Stuv 60. Miał prosty kształt i nie wymagał ode mnie dużych nakładów finansowych.
PK: Czy sukces przyszedł od razu?
GP: Droga do sukcesu była wieloetapowym procesem, wymagającym ciężkiej pracy. Co prawda Stuv 60 został nagrodzony na jednych z belgijskich targów wnętrzarskich, po których dostałem dwanaście zamówień, ale nie miałem wówczas możliwości, żeby wyprodukować tyle sztuk. Nie wiedziałem nawet, w jakiej cenie proponować swój produkt. Na szczęście inwestorzy okazali się bardzo cierpliwi. Piec na tyle im się spodobał, że byli skłonni poczekać. Zamówienia zostały zrealizowane dopiero po 2 latach. Jednakowoż szukając firmy podwykonawczej, poznałem swojego obecnego wspólnika.
PK: Kiedy zrealizował Pan pierwsze większe zamówienie?
GP: Spotkałem Szwajcara zainteresowanego 50 sztukami pieca Stuv 60. Mieliśmy ze wspólnikiem dość ograniczone środki, żeby ruszy z produkcją. Pomimo tego udało nam się wynegocjować korzystne warunki z firmą podwykonawczą i wyprodukowaliśmy te 50 sztuk. Przez kilka lat sprzedawaliśmy tylko to urządzenie, zwiększając z roku na rok produkcję. Niestety osiągaliśmy praktycznie znikome zyski. Żona miała inną pracę i z niej byliśmy się w stanie utrzymać.
PK: Czy Pana żona cały czas angażowała się w działalność firmy?
GP: Żona w pewnym momencie odeszła od firmy, ale wspierała mnie, wiedząc, że kocham to, co robię. Jej poświęcenie dla dobra sprawy było widoczne. Przez jakiś czas gotowała obiady, które sprzedawała w sklepie moich rodziców, żebyśmy mieli dodatkowe pieniądze. Ja zresztą też dorabiałem, prowadząc przez 2 lata kurs projektowania. Żyliśmy jak studenci, ledwo wiążąc koniec z końcem. Jednak nie byliśmy wtedy mniej szczęśliwi niż teraz.
PK: Nie było takiego momentu zwątpienia, że chciał Pan zakończyć tę działalność?
GP: Myślałem przez jakiś czas o zawieszeniu działalności. Jednak nie poddałem się. Wiedziałem, że jeżeli będę w stanie sam produkować, to firma na tym wiele zyska. Pieniądze zacząłem inwestować w używany sprzęt. Wykonywałem praktycznie z kilkoma osobami wszystkie etapy produkcji. Spędzaliśmy godziny na spawaniu i montowaniu. Warunki, w których pracowaliśmy były naprawdę ciężkie. Dzisiaj żaden robotnik nie zdecydowałby się na taką pracę. Pierwsza kabina do malowania była tak mała, że trzeba było bez przerwy wychylać głowę, żeby zaczerpnąć powietrza. Jedyny plus stanowił fakt, że mieliśmy pełną kontrolę nad jakością produkcji.
PK: Czy ta strategia odniosła pozytywny skutek? Zła passa została wreszcie zażegnana?
GP: W momencie, kiedy zaczęliśmy sami produkować, firma przynosiła znaczne zyski. Wciąż jednak inwestowaliśmy w sprzęt. Kupowaliśmy kolejne, jeszcze lepsze maszyny do cięcia. Sprzedaż stopniowo rosła i firma coraz bardziej liczyła się na rynku. Zaczęliśmy wprowadzać nowe modele. Wielki sukces przyniósł model Stuv 21 z podnoszoną szybą. Nikt wcześniej nie stworzył urządzenia, które łączyłoby funkcje kominka otwartego i zamkniętego.
PK: Gdzie Pan szuka natchnienia?
GP: Oddzielam artystę malarza od designera przemysłowego. Ja nie potrzebuję jakiegoś wielkiego natchnienia. Staram się wyobrazić sobie, czego ludzie mogą pragnąć. Nie koncentruję się wyłącznie na swoich własnych odczuciach czy chwilowych nastrojach, co często robią inni artyści. Przede wszystkim nie rysuję dla siebie, lecz stwarzam coś, co będzie służyć innym.
PK: Czy działa Pan w jakichś organizacjach zrzeszających projektantów? Współpracuje Pan z innymi twórcami o podobnym spojrzeniu na design?
GP: Mam zbyt dużo pracy, żeby uczestniczyć w takich inicjatywach. Całą swoją energię i czas wkładam we własną działalność. Mam w firmie dział projektów, gdzie pracuje 15 osób i odczuwam ogromną przyjemność, kiedy mogę im w czymś pomóc lub doradzić jako projektant.
PK: Wiele osób uważa, że najwięcej przyjemności podczas użytkowania może dostarczyć jedynie kominek otwarty. Czy zgadza się Pan z tym?
GP: Z myślą o tych, którzy chcą poczuć zapach drewna i usłyszeć dźwięk trzaskających iskier, stworzyłem między innymi Stuv 30. Otwarte palenisko ogrzewa serce, ale szybko ulatuje z niego ciepło. Natomiast piec z przeszklonymi drzwiami ogrzewa ciało.
PK: Projektując, dużo myśli Pan o ekologii. Dlaczego według Pana takie spojrzenie jest ważne?
GP: Ludzie muszą wiedzieć, że ilość niektórych surowców jest ograniczona. Obserwowałem w latach 70. kryzys naftowy, kiedy ropa poszła mocno do góry i wiem, że palenie drewnem to odnawialny, a zatem ekologiczny sposób ogrzewania domu. Sam mam 3 kominki Stuv w swoim domu, w których palę tylko drewnem. Jestem również bardzo entuzjastycznie nastawiony do innych odnawialnych źródeł energii.
PK: Festiwal Produktów Stuv, który zorganizowała firma Kominki-Kozłowski, był czym świeżym i interesującym w polskiej branży. Czy taki sposób działania generalnego dystrybutora w Polsce podoba się Panu?
GP: Wiadomość o inicjatywie firmy Kominki-Kozłowski sprawiła mi dużą przyjemność. Produkty Stuv są przyjazne naturze i pomysł umieszczenia ich w plenerze, w atmosferze wspólnych spotkań doskonale koresponduje z wizerunkiem marki Stuv. Firma Kominki-Kozłowski utrzymuje profesjonalizm na europejskim poziomie i bardzo mnie to cieszy.
PK: Proszę jeszcze na koniec powiedzieć, jaką radę dałby Pan polskim projektantom?
GP: Należy najpierw spojrzeć na to, co jest i spróbować znaleźć takie rozwiązanie, którego nikt wcześniej nie zastosował. Aby istnieć w designie trzeba cały czas inwestować nowe rzeczy, wypróbowywać nowe kolory. Ten, co dzisiaj kupuje sprzęt, już jutro musi nabyć nowy. Tylko wtedy można utrzymać się na powierzchni. Szybko zmieniająca się rzeczywistość wymaga ogromnej czujności ze strony projektanta.
PK: Bardzo dziękuję za rozmowę.
Gérard Pitance: Będąc w liceum, pragnąłem zostać biologiem. Fascynowała mnie przyroda, szczególnie mocno interesowałem się akwarystyką. Jednak mój wychowawca zauważył, że mam niezwykły talent do rysowania. Namówił mnie do studiowania kierunku związanego z projektowaniem i poszedłem za jego radą.
PK: Dlaczego zainteresował Pana akurat design przemysłowy?
GP: W trakcie studiów poznałem profesora wykładającego wzornictwo przemysłowe. Stał się dla mnie kimś w rodzaju mentora. Tłumaczył, że projektowanie przemysłowe jest specyficznym rodzajem działalności, ponieważ ma służyć ludziom. Należy przy tym uważać, żeby nie robić rzeczy masowych, ale mimo wszystko starać się tworzyć coś wyjątkowego.
PK: Po studiach od razu zajął się Pan projektowaniem? Co sprawiło, że wybór padł na piece?
GP: Po ukończeniu szkoły wyższej założyłem firmę zajmującą się designem przemysłowym. Moim wspólnikiem na początku była żona, która zresztą studiowała ten sam kierunek co ja. Nie chciałem pracować dla kogoś, marzyłem o własnej działalności. Rodzina nie mogła mi pomóc pod względem finansowym, więc zaczynałem praktycznie od zera. Początkowo zagłębiałem się w przemysł ciężki, ale w tym czasie coraz mniej się liczył i miałem duży problem, żeby utrzymać się z tej pracy. Przejąłem pałeczkę po dziadku i ukończyłem 3-letni kurs kowalstwa. Właśnie zajmując się tym fachem, wpadłem na pomysł, żeby zrobić piec. Tak powstał Stuv 60. Miał prosty kształt i nie wymagał ode mnie dużych nakładów finansowych.
PK: Czy sukces przyszedł od razu?
GP: Droga do sukcesu była wieloetapowym procesem, wymagającym ciężkiej pracy. Co prawda Stuv 60 został nagrodzony na jednych z belgijskich targów wnętrzarskich, po których dostałem dwanaście zamówień, ale nie miałem wówczas możliwości, żeby wyprodukować tyle sztuk. Nie wiedziałem nawet, w jakiej cenie proponować swój produkt. Na szczęście inwestorzy okazali się bardzo cierpliwi. Piec na tyle im się spodobał, że byli skłonni poczekać. Zamówienia zostały zrealizowane dopiero po 2 latach. Jednakowoż szukając firmy podwykonawczej, poznałem swojego obecnego wspólnika.
PK: Kiedy zrealizował Pan pierwsze większe zamówienie?
GP: Spotkałem Szwajcara zainteresowanego 50 sztukami pieca Stuv 60. Mieliśmy ze wspólnikiem dość ograniczone środki, żeby ruszy z produkcją. Pomimo tego udało nam się wynegocjować korzystne warunki z firmą podwykonawczą i wyprodukowaliśmy te 50 sztuk. Przez kilka lat sprzedawaliśmy tylko to urządzenie, zwiększając z roku na rok produkcję. Niestety osiągaliśmy praktycznie znikome zyski. Żona miała inną pracę i z niej byliśmy się w stanie utrzymać.
PK: Czy Pana żona cały czas angażowała się w działalność firmy?
GP: Żona w pewnym momencie odeszła od firmy, ale wspierała mnie, wiedząc, że kocham to, co robię. Jej poświęcenie dla dobra sprawy było widoczne. Przez jakiś czas gotowała obiady, które sprzedawała w sklepie moich rodziców, żebyśmy mieli dodatkowe pieniądze. Ja zresztą też dorabiałem, prowadząc przez 2 lata kurs projektowania. Żyliśmy jak studenci, ledwo wiążąc koniec z końcem. Jednak nie byliśmy wtedy mniej szczęśliwi niż teraz.
PK: Nie było takiego momentu zwątpienia, że chciał Pan zakończyć tę działalność?
GP: Myślałem przez jakiś czas o zawieszeniu działalności. Jednak nie poddałem się. Wiedziałem, że jeżeli będę w stanie sam produkować, to firma na tym wiele zyska. Pieniądze zacząłem inwestować w używany sprzęt. Wykonywałem praktycznie z kilkoma osobami wszystkie etapy produkcji. Spędzaliśmy godziny na spawaniu i montowaniu. Warunki, w których pracowaliśmy były naprawdę ciężkie. Dzisiaj żaden robotnik nie zdecydowałby się na taką pracę. Pierwsza kabina do malowania była tak mała, że trzeba było bez przerwy wychylać głowę, żeby zaczerpnąć powietrza. Jedyny plus stanowił fakt, że mieliśmy pełną kontrolę nad jakością produkcji.
PK: Czy ta strategia odniosła pozytywny skutek? Zła passa została wreszcie zażegnana?
GP: W momencie, kiedy zaczęliśmy sami produkować, firma przynosiła znaczne zyski. Wciąż jednak inwestowaliśmy w sprzęt. Kupowaliśmy kolejne, jeszcze lepsze maszyny do cięcia. Sprzedaż stopniowo rosła i firma coraz bardziej liczyła się na rynku. Zaczęliśmy wprowadzać nowe modele. Wielki sukces przyniósł model Stuv 21 z podnoszoną szybą. Nikt wcześniej nie stworzył urządzenia, które łączyłoby funkcje kominka otwartego i zamkniętego.
PK: Gdzie Pan szuka natchnienia?
GP: Oddzielam artystę malarza od designera przemysłowego. Ja nie potrzebuję jakiegoś wielkiego natchnienia. Staram się wyobrazić sobie, czego ludzie mogą pragnąć. Nie koncentruję się wyłącznie na swoich własnych odczuciach czy chwilowych nastrojach, co często robią inni artyści. Przede wszystkim nie rysuję dla siebie, lecz stwarzam coś, co będzie służyć innym.
PK: Czy działa Pan w jakichś organizacjach zrzeszających projektantów? Współpracuje Pan z innymi twórcami o podobnym spojrzeniu na design?
GP: Mam zbyt dużo pracy, żeby uczestniczyć w takich inicjatywach. Całą swoją energię i czas wkładam we własną działalność. Mam w firmie dział projektów, gdzie pracuje 15 osób i odczuwam ogromną przyjemność, kiedy mogę im w czymś pomóc lub doradzić jako projektant.
PK: Wiele osób uważa, że najwięcej przyjemności podczas użytkowania może dostarczyć jedynie kominek otwarty. Czy zgadza się Pan z tym?
GP: Z myślą o tych, którzy chcą poczuć zapach drewna i usłyszeć dźwięk trzaskających iskier, stworzyłem między innymi Stuv 30. Otwarte palenisko ogrzewa serce, ale szybko ulatuje z niego ciepło. Natomiast piec z przeszklonymi drzwiami ogrzewa ciało.
PK: Projektując, dużo myśli Pan o ekologii. Dlaczego według Pana takie spojrzenie jest ważne?
GP: Ludzie muszą wiedzieć, że ilość niektórych surowców jest ograniczona. Obserwowałem w latach 70. kryzys naftowy, kiedy ropa poszła mocno do góry i wiem, że palenie drewnem to odnawialny, a zatem ekologiczny sposób ogrzewania domu. Sam mam 3 kominki Stuv w swoim domu, w których palę tylko drewnem. Jestem również bardzo entuzjastycznie nastawiony do innych odnawialnych źródeł energii.
PK: Festiwal Produktów Stuv, który zorganizowała firma Kominki-Kozłowski, był czym świeżym i interesującym w polskiej branży. Czy taki sposób działania generalnego dystrybutora w Polsce podoba się Panu?
GP: Wiadomość o inicjatywie firmy Kominki-Kozłowski sprawiła mi dużą przyjemność. Produkty Stuv są przyjazne naturze i pomysł umieszczenia ich w plenerze, w atmosferze wspólnych spotkań doskonale koresponduje z wizerunkiem marki Stuv. Firma Kominki-Kozłowski utrzymuje profesjonalizm na europejskim poziomie i bardzo mnie to cieszy.
PK: Proszę jeszcze na koniec powiedzieć, jaką radę dałby Pan polskim projektantom?
GP: Należy najpierw spojrzeć na to, co jest i spróbować znaleźć takie rozwiązanie, którego nikt wcześniej nie zastosował. Aby istnieć w designie trzeba cały czas inwestować nowe rzeczy, wypróbowywać nowe kolory. Ten, co dzisiaj kupuje sprzęt, już jutro musi nabyć nowy. Tylko wtedy można utrzymać się na powierzchni. Szybko zmieniająca się rzeczywistość wymaga ogromnej czujności ze strony projektanta.
PK: Bardzo dziękuję za rozmowę.